Toast za przodków – z rowerami po Gruzji
Wyjątkowo bez zimowych akcentów, ale i tak łatwo nie było. No i dla odmiany nie sam. U ubiegłym roku Piotr wybrał się na rowerową przejażdżkę po Gruzji, razem ze swoją życiową partnerką, Alą. Zerwany most i długie podjazdy w Svaneti, szaszłyki z jożyka i granaty z drzewa, tańce o północy pod blokiem i obstawa policji w miastach, to tylko niektóre z atrakcji, jakich nie brakowało podczas rowerowego wyjazdu do Gruzji.
Okazało się, że mieszkańcy są tak gościnni, że po kilku dniach trzeba się było przed nimi chować, albo udawać, że się nic nie rozumie, bo inaczej, zamiast jazdy, trzeba by ciągle leżeć i leczyć ból głowy po wypijanych hektolitrach trunków przy wznoszonych, nieporównywanych z żadnymi na świecie toastach.
Za co, poza przodkami, kobietami, miłością między narodami a nawet Józefem Stalinem można jeszcze wznosić toast, będzie można posłuchać na pokazie.