100Droga 2 Dzień II (09.02.) – Marta Sziłajtis, Anna Janik: Ekspedycja Zew Północy


Ekspedycja Zew Północy – pierwszy polski rejs jachtem dookoła Skandynawii ukończony w jednym sezonie, bez składania masztu

Główny cel projektu to zatoczenie jachtem pod polską banderą pełnej pętli wokół półwyspu Skandynawskiego z wykorzystaniem akwenów morskich, jak i wód śródlądowych Federacji Rosyjskiej bez demontowania masztu. Poza wyczynem stricte sportowym mieliśmy nadzieję zwrócić uwagę szczególnie na mało uczęszczany, a ważny dla Polaków fragment wód rosyjskich – Kanał Białomorski i rejon Wysp Sołowieckich oraz tragiczne historie naszych rodaków z tym związane. Start projektu w Portugalii, finał 6 miesięcy później w Trójmieście.

Stała załoga projektu to Marta Sziłajtis – Obiegło i Michał Dylon – oboje z patentem kapitańskim, olbrzymim doświadczeniem i wielką pasją do żeglowania. Stroną techniczną, organizacyjną i logistyczną na lądzie zawiadywała Anna Janik. Na poszczególnych odcinkach towarzyszyła im rodzina, przyjaciele, znajomi oraz uczestnicy chcący w tak niebanalny sposób przemierzać świat. W rejsie wzięły udział w sumie 54 osoby. Załoga podążała za wyzwaniem w poszukiwaniu pięknych wspomnień, arktycznych krajobrazów i żeglarskiego doświadczenia, ale także śladów swoich przodków – szczególnie w Rosji. Projekt nie miał charakteru wyprawy komercyjnej. Koszty ekspedycji pokryte zostały ze składek uczestników oraz prywatnych oszczędności załogi stałej.

Trasa rejsu to ponad 9 tysięcy mil morskich. Jej pokonanie zajęło nieco ponad 6 miesięcy rzetelnej i konsekwentnej żeglugi, podzielonej na 15 etapów. Odwiedziliśmy łącznie 60 portów i kotwicowisk w 11 krajach. Żeglowaliśmy przez 5 mórz (Północne, Bałtyckie, Białe, Barentsa, Norweskie) 2 oceany (Atlantycki i Arktyczny) oraz 3 kanały: Angielski, Kiloński i Białomorski. Spotkaliśmy się z masą gościnności zarówno wśród lokalnych społeczności jak i od licznych rodaków napotykanych na całej trasie. Zachwycaliśmy się białymi nocami i piękną, słoneczną pogodą w dzikich pustkowiach północno-zachodniej Rosji. Dokonaliśmy trawersu 2 największych jezior Europy – Ładogi i Onegi. Obserwowaliśmy morsy, wieloryby, lisy polarne, foki i renifery. W Arktyce nasz dzień polarny trwał dokładnie 840 h – przez ponad miesiąc nie mieliśmy okazji doświadczyć zmierzchu nocy. Po powrocie na kontynent udało nam się kilkakrotnie podziwiać bajecznie świetliste zorze polarne. Trasa rejsu wiodła przez najmniej eksplorowany zakątek Europy – wody śródlądowe północnej Rosji. Z tego odcinka jesteśmy szczególnie dumni, gdyż jako pierwszy polski jacht otrzymaliśmy oficjalną zgodę administracji rosyjskiej na żeglugę po wodach wewnętrznych tego kraju. (zał. 1- certyfikat) Trasa rosyjskiego etapu liczyła 780 mil – w tym 2 jeziora i 3 rzeki, wreszcie 227 km Kanału Białomorskiego – 13 wielokomorowych śluz, kilkanaście mostów. Mimo licznych utrudnień po drodze jacht udało się przeprowadzić bez konieczności składania masztu.

O Kanale Białomorskim niewiele osób miało okazję usłyszeć prawdziwą historię. Jeszcze mniej ludzi widziało go na własne oczy, a jest to niezwykła konstrukcja hydrotechniczna, łącząca Bałtyk z Morzem Białym. Kanał liczy sobie 80 lat. Dzięki niemu trasa z Archangielska do Petersburga skrócona została z 8 tysięcy mil do zaledwie 900. Miało to kluczowe znaczenie dla planów ekspansji militarnej carskiej Rosji, a później również politycznych ambicji Stalina. Przy wykorzystaniu kanału ówczesny dyktator mógłby utrzymywać rosyjską dominację na wielu morzach jednocześnie, angażując przy tym niewielką część podległej sobie armii. Ostatecznie plan założony przy projektowaniu kanału nie został zrealizowany. Ukończona budowla jest zbyt płytka, by swobodnie przemieszczać się po niej mogły duże okręty wojenne.

Rejs do Rosji marzył się Marcie i jej mamie od dawna, zwłaszcza przez pamięć minionych dziejów i liczne zawieruchy wojenne, które nie oszczędziły także jej rodziny – pradziadek Marty więziony był w łagrze na Wyspach Sołowieckich. Długotrwała niemożność uzyskania pozwoleń, kilkakrotne otrzymanie negatywnych odpowiedzi ze strony rosyjskiej administracji tylko wzmagało jej chęć dotarcia do tego tajemniczego zakątka świata. W tym roku nareszcie stało się to możliwe, a Marta po raz pierwszy namówiła mamę Ritę by dała się porwać na pokład jachtu. Co więcej, Rosja okazała się idealnym miejscem do podróżowania drogą wodną. Wykorzystywane tam dość powszechnie szlaki rzeczne dają olbrzymie możliwości logistyczne oraz swobodę przemieszczania nieporównywalną z rosyjską infrastrukturą drogową. Jest to szczególnie cenne dla wszystkich, którzy cenią sobie ciszę, spokój i nieskrępowaną przestrzeń bezludnych terenów. Ten olbrzymi kraj dostarcza także niezliczonych okazji do wzruszeń, zachwytów, ale i odruchów nostalgii czy przerażenia. Rejs z historią w tle nie raz nas zadziwił, długo też nie pozwolił wyjść z głębszej zadumy nad niezwykłymi kolejami naszej wspólnej, polsko-rosyjskiej przeszłości.

Sama budowa kanału godna jest szczególnej uwagi. Prace konstrukcyjne trwały zaledwie 20 miesięcy, zaś stworzony trakt wodny liczy sobie 227 kilometrów. Dla porównania kanał Sueski oraz Panamski są dużo krótsze, a budowane były przez pełne 10 lat. Przy budowie pracowało około 300 tysięcy więźniów politycznych, w tym kilkanaście procent Polaków. Mówi się, że za każdy metr kanału jeden więzień oddał życie. Praca w tym rejonie była potwornie ciężka- bez narzędzi, urządzeń, jakichkolwiek mechanicznych usprawnień. Więźniowie własnymi rękoma lub samymi tylko drewnianymi przyrządami drążyli kanał w skale oraz bagnistych glinach. Trakt został wytyczony przez podmokłe tereny, a robotników atakowały liczne plagi komarów, gzów i meszków, co dodatkowo utrudniało katorżniczą pracę. Do wybudowania śluz używano jedynie gliny i drewna, a warto zaznaczyć, że sam kanał pokonuje przewyższenie aż 103 metrów. Niewyobrażalnym jest dla nas trud skazańców, nieludzkie warunki pracy i tempo wykonania całej budowli. Szkoda, że mało który Polak zna wymowę tego miejsca.

Wyspy Sołowieckie to kolejny zaklęty krąg milczenia. Nie łatwo się tam dostać nawet dziś, po upadku komunizmu i rozpadzie ZSRR, zwłaszcza obcokrajowcom na własnym jachcie. Współcześnie miejsce to promowane jest jako niezwykłe z dwóch powodów; znajduje się tutaj średniowieczny monastyr rzadkiej urody i jednocześnie największa twierdza północnej części Imperium Rosyjskiego. Dziś to przede wszystkim cel pielgrzymek, wyspa o wybitnie czystym powietrzu i sprzyjającym mikroklimacie. Jednak ten niewielki skrawek ziemi na odległym morzu Białym posłużył niegdyś władzom carskim do stworzenia pierwszego w Rosji eksperymentalnego obozu pracy, później również specjalnego obozu jenieckiego dla więźniów politycznych. Potworności i masy okrucieństw, jakich doznawali zesłani tutaj więźniowie, nie da się nijak wytłumaczyć. Nie sposób również przyrównać tego miejsca do żadnego innego karceru na świecie. Nas szczególnie uderzyła jedna niekonsekwencja – zależnie od wersji językowej w jakiej przewodnicy opowiadają o twierdzy i klasztorze, podawane są inne fakty z historii tego miejsca. Rosjanie mogą usłyszeć o zrównaniu monastyru z ziemią przez armię czerwoną, tymczasem angielskojęzyczni turyści dowiadują się, że wszystkie zachowane na wyspie obiekty są oryginalne, a obóz pracy, jaki się tu mieścił produkował ponad 80% PKB całego kraju. Po kilku tygodniach pobytu w Rosji sami nie wiedzieliśmy już czy podziwiać ogromną skalę, rozmach i siłę tego mocarstwa czy się go raczej wyłącznie bać!?

Z morza Białego trasa rejsu wiodła dalej na północ, w kierunku rzadko odwiedzanych lodowatych rejonów Spitsbergenu. Pomysł na ten kierunek zrodził się już 2 lata temu, podczas poprzedniej wyprawy Marty zimą do Murmańska. Fascynacja bezludną, niedostępną krainą lodu i zimna zrodziła myśl o powrocie w te rejony w bardziej sprzyjających warunkach – latem. Sięgając 80 stopnia szerokości geograficznej byliśmy najbliżej brzegów bieguna północnego podczas całej tegorocznej wyprawy. To stąd w 1926 roku norweski podróżnik Roard Amundsen wystartował swoim zeppelinem na udany trawers bieguna. Współcześnie na Spitsbergenie prowadzone są liczne badania związane z obserwacją klimatu, a Polacy mogą być dumni aż z 5 placówek naukowych, nad którymi powiewa Polska flaga. Naszych naukowców jest najwięcej na całym Svalbardzie.

Na koniec rejsu czekała nas jeszcze żegluga wzdłuż zachodnich wybrzeży Norwegii, krainy pełnej surowej przyrody i magicznych fiordów. Powrót na start w jesiennej odsłonie Morza Północnego do przyjaznej mariny w Calais i Breście. Tam, wraz z końcem października zamknęliśmy pętlę wokół Skandynawii, kończąc nasz sześciomiesięczny projekt pełnym sukcesem. Jako pierwszy jacht w historii Polski opłynęliśmy Skandynawię z postawionym masztem. Wcześniej próby takiej dokonała jedynie załoga Rzeszowiaka, jednak uwięzieni w Rosji pomiędzy mostami musieli zmienić się z dzielnego jachtu w zwykłą motorówkę, zrzucając żagle i demontując maszt. Rejs zakończyliśmy w pierwszych dniach listopada dopływając do brzegów rodzinnego Trójmiasta.

Marta Sziłajtis – Obiegło, kapitan jachtowy, najmłodsza Polka, która samotnie opłynęła świat, laureatka gdyńskich KOLOSÓW, wyróżniona nagrodą Rejs Roku 2009, uhonorowana dyplomem Kapitana Żeglugi Wielkiej Honoris Causa, główna pomysłodawczyni i kapitan rejsu etapowego jachtem dookoła Skandynawii Zew Północy.

Marta urodziła się w Poznaniu, związana jest jednak bardzo mocno z Gdynią, gdzie się wychowywała i mieszka. W roku 2005 r. w wieku 19 lat została najmłodszym kapitanem z tzw. starym patentem. Zorganizowała i prowadziła kilkadziesiąt rejsów szkoleniowych i turystycznych. Była oficerem wachtowym na polskich żaglowcach Pogoria, Gedania, Kapitan Głowacki. Na swoim koncie ma już ponad 60 tys. przebytych mil morskich.

Mimo olbrzymiego doświadczenie wciąż z wielką pasją doskonali swoje umiejętności. Zdobyła między innymi uprawnienia: Master of Yachts 200 tons; Master of Yachts Ocean (International Yacht Training), została radiooperatorem SRC, brała udział w kursach STCW w Akademii Morskiej z zakresu: indywidualnych technik ratowniczych, ochrony przeciwpożarowej, zasad pierwszej pomocy medycznej, bezpieczeństwa własnego i odpowiedzialności wspólnej.

Dotychczas najczęściej żeglowała po Bałtyku, Morzu Północnym i Śródziemnym. Zafascynowana Oceanem Atlantyckim żeglowała z upodobaniem zarówno po jego części europejskiej, jak i wzdłuż brzegów Brazylii, uczestnicząc w Kobiecych Regatach Dookoła Świata. W 2008 roku uzyskała tytuł magistra Turystyki i Rekreacji, i wyruszyła w samotny rejs dookoła świata. Trasa rejsu prowadziła z Wenezueli przez Morze Karaibskie, Kanał Panamski, Pacyfik, Północną Australię, Ocean Indyjski i Południowy Atlantyk. Odwiedziła 19 portów w 11 krajach. Projekt ten spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem społecznym. Na stronach www zmagania Marty śledziło ok. 50 tysięcy osób. W mediach pojawiło się przeszło 900 publikacji krajowych i 30 zagranicznych.

Comments are closed.